niedziela, 30 grudnia 2012

Choco

Tak jak wcześniej zapowiedziałam, chciałabym Wam przedstawić nowego mieszkańca i członka rodziny:)



Choco ma już prawie 3 miesiące i jest niezwykłym kotem. Urodziła się z niedorozwiniętymi przednimi łapkami (nie ma kości promieniowej), przez co chodzi na "łokciach", a siedzi jak kangur. Jest niezwykle urocza, a momentami zachowuje się jak pies, aportując piłęczkę z papieru i grzecznie przynosząc mi ją w zębach. Biega za mną po całym mieszkaniu, w nocy śpi obok (zostaw ją samą w pokoju, a usłyszysz płacz jak u dziecka) i mruczy jak traktor. Choco nie zdaje sobie sprawy ze swojej ułomności (fizycznej) i wcale jej to nie przeszkadza w codziennym życiu. Jesteśmy w kontakcie z weterynarzem i próbujemy znaleźć jak najlepsze rozwiązanie na naprawienie choć w małym stopniu jej kalectwa i ułatwienie w poruszaniu się.
 


Choco jest połączeniem persa i dachowca, ma przepiękną maść i niesamowicie miękką sierść. Mieliśmy 4 małe kotki, dla wszystkich szukaliśmy domu. Gdy z nami pozostała już tylko Choco, zdążyliśmy się w niej zakochać i postanowiliśmy, że z nami zostanie. <3

czwartek, 27 grudnia 2012

Bento 19

Dzisiaj bento się przydało, niby taki krótki wypad, a żołądek zaburczał. Bento w wydaniu polskim: kasza gryczana, kotlet mielony i ogórek konserwowy w pierwszej części, a w drugiej sos warzywny (marchewka z groszkiem na słodko).



Z marchewką u nas ciężko - ja ją uwielbiam w każdej postaci - surową, gotowaną, na słodko. Mój Luby niestety nie trawi gotowanej, dlatego też taki sosik nie za często pojawia się na obiad, mało tego, w zupie muszę ją prawię zmielić, żeby nie marudził. Nie rozumiem jak można nie lubić gotowanej marchewki, toż to nawet nasz kot ją wcina. A propos kota, niedługo post o naszym nowym mieszkańcu:)

poniedziałek, 24 grudnia 2012

Świąteczne prezenty

Już po wigilijnej kolacji, kolędach, rozmowach z rodziną... Każdy teraz siedzi w swoim kąciku, na bujanym fotelu, sofie... i odpoczywa. A ja zacieszam się moimi prezentami. Luby wraz z siostrą sprawili mi wielką radość, gdyż na moim regale z książkami zawitają dwie pozycje: Anna Ikeda, "Życie jak w Tochigi. Na japońskiej prowincji" i  Royall Tyler, "Baśnie japońskie".



O pierwszym tytule słyszałam jakiś czas temu i przymierzałam się do kupna, szczególnie po zachęcającej opinii japoniablizej. A tu proszę, taka niespodzianka. Uprzedzili mnie, dając mi wspaniały prezent.
Baśnie natomiast są dla mnie kompletną nowością, ale wyglądają interesująco i zapewne zajrzę do nich zaraz po "Życiu jak w Tochigi"...

Nie przygotuję bento w najbliższych dniach (najprawdopodobniej), gdyż mam wolne w pracy do 1.01.13, a zapasy jedzenia (świątecznego) mamy spokojnie na najbliższy tydzień.

Zatem zabieram się do lektury...
Wesołych Świąt!

czwartek, 20 grudnia 2012

Klejki

Robiąc zakupy w empiku, przy okazji natknęłam się na "klejki". Pierwsze co rzuciło mi sie w oczy to "język japoński", a szczerze mówiąc nie ma zbyt wielu materiałów do nauki japońskiego (do wyboru), nawet w księgarniach językowych, więc zaczęłam przeglądać i rozważać. Cena mnie zaskoczyła (jako, że wszystko co z językiem związane oznacza wyższą cenę), a tu 15zł. Długo się nie zastanawiałam, a sam pomysł tych klejek przypadł mi do gustu. Oznaczamy przedmioty w domu i codziennie z nich korzystając, mijając, mimowolnie uczymy się słówek. Sposób uczenia może nie należy do najambitniejszych, ale chyba jest całkiem praktyczny. Klejki się łatwo usuwają, więc nie ma problemu z zabrudzeniem sprzętu. Przetestujemy:) A oto jak wyglądają:





Korzystaliście kiedyś z  takich sposobów przyswajania języków?

wtorek, 18 grudnia 2012

Bento 18

W końcu bento:) Dostały mi się w ręce całkiem smakowite noodle, a że jestem smakoszem sosów, szczególnie tych słodko kwaśnych, taki więc dodałam do podsmażonego w kawałkach fileta z kurczaka.








W domu obiad był, w szkole też, wszyscy zadowoleni:)

sobota, 15 grudnia 2012

うち

Zastój w bentowaniu, zastój w postach, ale nie w codziennych sprawach. Ostatnimi czasy intensywnie zajęci byliśmy szukaniem własnego lokum, naszego ciasnego, ale własnego うち。 Znaleźliśmy, decyzję podjeliśmy, pozostała sprawa urządzania, wyposażania i dekorowania. Czasu mamy jeszcze sporo do pierwszego machnięcia pędzlem po ścianie, gdyż termin oddania mamy dopiero w marcu, ale instalacje, gniazdka i inne nieznane mi do tej pory sprawy trzeba ustalić już niebawem. Żeby to ustalić, trzeba zdecydować się gdzie będzie kuchnia, gdzie salon, gdzie zawiśnie lampa i jak to mniej więcej będzie wyglądało. 

Uwieeeelbiam projektowanie i aranżację wnętrz, problem w tym, że nie wiem na co się zdecydować. Z racji mojej fascynacji Japonią, oczywistym jest, że elementy tej kultury znajdą się u nas w mieszkaniu... jako akcenty i inspiracja. Przyznam szczerze, że tradycyjny japoński minimalizm nie odpowiada mi do końca, gdyż uwielbiam styl klasyczny. Podobają mi się również meble kolonialne, drewniane, nie cierpię nowoczesności, szkła i metalu. Kuchnię chciałabym prowansalską. I jak to wszystko dograć?

Przejrzałam zawartość mojego przyjaciela Google, i o to co znalazłam ciekawego:

1
Jestem zwolenniczką jasnych przestrzeni, w tym przypadku ciemne akcenty by mi nie przeszkadzały, jednak trochę mało przytulna ta sypialnia:P

2
Łazienka w tym stylu podoba mi się, jednak z doświadczenia wiem, że szklane półki to ekspresowe siedlisko kurzu.

3

4

5

6

7

8

9
Być może za dużo tu tego różu, ale stylem bardzo mi odpowiada.

10

11

12

13

14

15
Z każdego zdjęcia coś mi odpowiada, zachwyciłam się tą drewnianą  wanną. Tyle pomysłów w głowie, że jak przyjdzie co do czego, to nie będę wiedziała co wybrać.

A jakie są Wasze ulubione motywy, style lub dekoracje? Może podzielicie się pomysłami na odrobinę Japonii we własnym mieszkaniu? :)

środa, 5 grudnia 2012

Bento 17

To chyba moje najbrzydsze bento. Już nawet zastanawiałam się czy nie lepiej je będzie uchować przed światem i zjeść... Małe bento, bo tylko na 3h, miało być smacznie, ładnie i świątecznie (to już czas?). Wyszło smacznie.


Makaron na słodko z twarożkiem i cynamonem. I miała być zasypana śniegiem choinka i gwiazda betlejemska... tymczasem wyszła biała "buka" z muminków i kometa zmierzająca prosto w jej kierunku celem destrukcji. ehh... Po zmieszaniu wyglądało lepiej.


 Do Świąt jeszcze trochę, popracuję nad lepszą wersją ;)

poniedziałek, 3 grudnia 2012

Japonią zauroczeni

Ostatnie kilka dni były dla mnie męczarnią. Dopadła mnie grypa jelitowa z temperaturą 39,4. Już w pewnym momencie czułam jak się ścinam... i stąd zastój w bentowaniu i upajaniu się Japonią :(

Ale wracam do sił, a pomógł mi ostatnio w tym prezent od mojego lubego. Co prawda prezent bez okazji, i w zasadzie znaleziony przy porządkach na regałach z książkami, ale uszczęśliwił mnie i postawił na nogi jak żaden rosół teściowej (choć był pyszny), ibuprom czy inne wynalazki.

Trafiła bowiem w moje ręce polsko-angielska książka  "Japonią zauroczeni" ("Charmed by Japan"), napisana przez niezwykłych autorów - Adama Bujaka, Czesława Miłosza, Andrzeja Wajdę i Wisławę Szymborską.

 

..."Jak wytłumaczyć trwające blisko wieku zauroczenie polskich miłośników sztuki "japońszczyzną"? Ileż to pokoleń wrażliwej polskiej młodzieży, twórczej inteligencji i artystycznej cyganerii przeżywało swoje odkrywanie Japonii i zachwyt jej kulturą?  Odległe kultury często służą poszukującym artystom, wychowanym we własnej tradycji, za punkt odniesienia i źródło inspiracji. Z polskiej, albo szerzej - zachodniej, perspektywy Japonia jawi się często jako skarbnica zapomnianych, zaginionych wzorców estetycznych, które trzymają w ryzach swawolnych ekperymentatorów i, narzucając dyscyplinę, chronią przed osuwaniem się w pretensjonalną egzotyczność i powierzchowne efekciarstwo. Geniusz estetyczny poddany ścisłym, rzemieślniczym rygorom zaowocował tam dziełami najwyższej próby w muzyce, poezji, teatrze, sztukach plastycznych oraz drobiazgach i przedmiotach życia codziennego"...

Japonią zauroczeni, str. 7

Książka ta ma niezwykły klimat. Pełna zdjęć, szkiców, haiku, zakończona wierszem Wisławy Szymborskiej. Przeglądam i czytam już niezliczony raz, a nadal wciąga mnie i zachwyca.

Kitsune - szcególny gatunek lisa, bóstwa darzącego ryżem.



Jizō - bóstwo miłosierdzia, współczujące błądzącym po światach pozaziemskich, szczególnie oddane duszom zmarłych dzieci



 Kaligrafia haiku - Tomoko Yamada

"Zły i obrażony
Wróciłem.
A wierzba stoi w ogrodzie."
Ryota



WISŁAWA SZYMBORSKA
Ludzie na moście
 
Dziwna planeta i dziwni na niej ludzie.
Ulegają czasowi, ale nie chcą go uznać.
Mają sposoby, żeby swój sprzeciw wyrazić.
Robią obrazki jak na przykład ten:

Nic szczególnego na pierwszy rzut oka.
Widać wodę.
Widać jeden z jej brzegów.
Widać czółno mozolnie płynące pod prąd.
Widać nad wodą most i widać ludzi na moście.
Ludzie wyraźnie przyśpieszają kroku,
bo właśnie z ciemnej chmury
zaczął deszcz ostro zacinać.

Cała rzecz w tym, że nic nie dzieje się dalej.
Chmura nie zmienia barwy ani kształtu.
Deszcz ani się nie wzmaga, ani nie ustaje.
Czółno płynie bez ruchu.
Ludzie na moście biegną
ściśle tam, co przed chwilą.

Trudno tu obejść się bez komentarza:
To nie jest wcale obrazek niewinny.
Zatrzymano tu czas.
Przestano liczyć się z prawami jego.
Pozbawiono go wpływu na rozwój wypadków.
Zlekceważono go i znieważono.

Za sprawą buntownika
jakiegoś Hiroshige Utagawy,
(istoty, która zresztą
dawno i jak należy minęła),
czas potknął się i upadł.

Może to tylko psota bez znaczenia,
wybryk na skalę paru zaledwie galaktyk,
na wszelki jednak wypadek
dodajmy, co następuje:

Bywa tu w dobrym tonie
wysoko sobie cenić ten obrazek,
zachwycać się nim i wzruszać od pokoleń.

Są tacy, którym i to nie wystarcza.
Słyszą nawet szum deszczu,
czują chłód kropel na karkach i plecach,
patrzą na most i ludzi,
jakby widzieli tam siebie,
w tym samym biegu nigdy nie dobiegającym
drogą bez końca, wiecznie do odbycia
i wierzą w swoim zuchwalstwie,
że tak jest rzeczywiście.
P O L E C A M 

Zdjęcia zamieszczone na blogu są skanami z książki "Japonią zauroczeni", ISBN 83-915586-2-2

środa, 28 listopada 2012

Bento 16

Bento dziś było kaloryczne. Deser w wydaniu jednym z moich ulubionych... czekoladowym. Pierwsza zrobiona przeze mnie muffinka. Pięknością nie grzeszyła, ale smakiem już tak (jak skromnie ^^)...



A na lunch makaron w wersji pikantnej, w sosie seczuańskim. Zjadłam na zimno, gdyż jak był ciepły (przygotowując skubałam i smakowałam) to wypalał buzię jeszcze bardziej.



Całość uzupełniała moja ulubiona czekolada mleczna z migdałami. Pycha!

Za pikantnym nie przepadam, więc następnym razem sosik zmodyfikuję. A wy lubicie ostrrre?